
Autorem koncepcji sadu owocowego przy rondzie Jagiełły, Balicka, Lalki jest pan Maciej Podyma, który uważa, ze pomysł jest świetny. Zgłosił go więc do dyskusji w ramach omawiania projektów do Budżetu Partycypacyjnego Ursusa na rok 2018.
Sad ma mieć drzewa i krzewy owocowe posadzone na powierzchni ok. 500 m kw. Mają królować w nim jabłoń, grusza, wiśnia, czereśnia i śliwa (20 sztuk) oraz malina, porzeczka i agrest (100 sztuk), rosnąc na specjalnie wysianej łące kwietnej. Pan Maciej ma nadzieję, że ów sad stanie się atrakcyjnym miejscem dla okolicznych mieszkańców, a dla ptaków i owadów istnym eldorado.
Za projektem – jak mówi projektodawca – przemawia też to, że może być swojego rodzaju placem zabaw dla dzieci, które obcując w takim środowisku zobaczą na własne oczy, jak rośnie i dojrzewa to, co zwykle widzą tylko na straganach albo w supermarketach. Tę edukację przyrodniczą powinny wspomagać tablice informacyjne, prezentujące najważniejsze fakty i zalety dotyczące rosnących tu drzew i krzewów oraz samej łąki kwietnej, na które przecież będzie tez wiele różnorodności roślinnej.
Pan Maciej widzi już ów sad oczami wyobraźni, pisze bowiem w uzasadnieniu projektu: „Miejskie sady owocowe są bardzo dobrą metodą zagospodarowania terenów miejskich gdzie nie występują nasadzenia drzew i krzewów. Dzięki posadzeniu drzew i krzewów owocowych powstanie miejsce przyjazne ludziom i zwierzętom, które będzie dostarczać mieszkańcom owoców i zacienionego miejsca odpoczynku. Sad stanie się enklawą dla ptaków i owadów, gdzie znajdą one pożywienie i miejsce do życia. Drzewa owocowe dostarczają cienia w upalne dni, pięknie kwitną na wiosnę, liście przebarwiają się na jesieni co sprawia, że drzewa te stają się bardzo atrakcyjne dla mieszkańców. Łąka kwietna stworzy miejsce do życia dla owadów zapylających, które zapylając drzewa i krzewy sprawią, że będą lepiej owocowały”.
Całkowity koszt projektu nie jest taki wysoki, jakby się wydawało. Wyniesie bowiem około 33 tys. złotych. Tyle że w niektórych mieszkańcach Ursusa budzi uzasadnione obawy. Np. pani Joanna Rybicka tak go komentuje: „Groźne jest narażanie mieszkańców na spożycie owoców z metalami ciężkimi. Nieodpowiedzialny pomysł”.
Oczywiście jest to argument. Obok przejeżdżać będą przecież codziennie setki, jeśli nie tysiące samochodów, więc groźba zatrutych owoców jest jak najbardziej realna, ale pomysł urokliwy, zwłaszcza że tu i ówdzie są już realizacje podobnych pomysłów, w Warszawie np. w Forcie Bema (patrz załącznik).
A co Państwo myślicie o tym? (po)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
O ile się orientuję, benzynę mamy bezołowiową, a więc ten najgroźniejszy metal ciężki, który nie dawno rzeczywiście stanowił problem, nie powinien stanowić już tak wielkiego problemu. Jeśli się martwić o takie rzeczy, to należałoby zabronić produkcji żywności przy trasach szybkiego ruchu. A wystarczy pojechać w stronę Łowicza przez zagłębie sadownicze by przejechać sobie bardzo ruchliwą drogą koło produkcyjnych sadów. Tu przynajmniej może te owoce nie byłyby pryskane tak ciężką chemią. Większym zagrożeniem metalami ciężkimi jest łosoś hodowlany ;)